piątek, 7 grudnia 2012

Piatek, 2012.12.07

Dzisiaj postanowilam odwiedzic biblioteke. Mialam mapke i staralam sie wg niej isc, ale bylo tak malo punktow charakterystycznych...


 Bylam juz calkiem blisko, ale sie poddalam. Zaczela sie sniezyca i wolalam jednak spytac kogos po drodze. Zaczepilam pana, ktory sprzatal ulice (albo ustawial worki na stosik, jak kto woli), pokazalam mapke i... on wie! Widze, ze wie! Ale wolal sie upewnic i skonsultowal sie z jakas mloda pania, co akurat przechodzila. Pogadali, cos mnie popytali, i wyznaczyli kierunek. Nie mialam jakiejs super pewnosci, wiec szlam ostroznie. Moim oczon ukazal sie dosc potezny budynek slicznie oznakowany. Oczywiscie koreanskimi znaczkami, ale jak podeszlo sie blizej, to jednak bylo i po angielsku.
W srodku jest tak cudownie cieplo... internet ledwo lapie, ale jest!
Istnieje jakas informacja, ale siedzi w niej pan na oko 40 lat, wiec nawet nie probuje sie pytac co gdzie jest, a duzo jest. W koncu kilka pieter. Na parterze pokoj, ktory wyglada jak czytelnia, wiec sobie weszlam i siedze :3

Tak wlasciwie, to filmy nie klamia! Kazdy ma swoje biureczko, ktore jest wysoko ogrodzone, aby nikt nie podgladal. Jak sie tak zaglebic w biurko, to juz w ogole intymnosc po calosci!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz