sobota, 1 grudnia 2012

Opóźnienia

Przepraszam za opóźnienie, ale kiedy chcialam napisac, ze dotarlam, to hotelowy komputer stanowczo odmowil wspolpracy :(
Tak wiec kontynuujac sprawozdanie z wyprawy, wchodzac do samolotu poznalam przemila pania Koreanke, lat na oko 40 (tak ladnie mowila po ang!), a siedzialam obok takiego chlopaka, z ktorym tez mozna bylo fajnie pogadac <3 mlody taki, chudy taki, sympatyczny taki!
W tym samolocie mialam juz okienko do dyspozycji, ale ze bylo juz ciemno, to moglam podziwiac zamiast calej wyprawy, to tylko wschod slonca. Teczowo!
Sam samolot byl wyposazony w zestaw: ekranik dotykowy, pilot i sluchawki. Calkiem spory wybor w opcjach, od filmow, seriali, po muzyke, gierki, trase samolotu itp. Byl rowniez kocyk z podusia!
Niedlugo po starcie dostalismy kolacje, wybralam grzybki z orzechami, suruweczka, jakies sloskie przekaski i woda. Wydawalo sie, ze to mala porcja, ale ledwo zjadlam :D do tego caly czas steward i stewardessy chodzili i ewentualnie dolewali napojow roznych, tez alkoholowych. Poniej to juz tylko zgaslo swiatlo i nastal czas spania. Mialam widok na pana w srednim wieku, ktory rozlozyl sie na 2 miejscach i przez sen zrzucal swoje rzeczy! Okazalo sie, ze bylo calkiem sporo wolnych miejsc, wiec sie z kolega rozstalismy, zeby sie lepiej wyspac.
Po przylocie byla magia korytarzy. Grupa podazalismy za strzaleczkami po bagaze, zjezdzalismy w dol, potem jechalismy pociagiem, przy tym pelno zakretow. Mimo wszystko ciezko sie zgubic.
Po odebraniu bagazu, odnalazlam budke z biletami na autobus. Mialam troche czasu, wiec sie krecilam, jakis pan to zauwazyl i mi pokazal gdzie moj przystanek :D bylo troszke chlodno, ale nie musialam cierpiec zimna. Byla oszklona budka z laweczkami, ogrzewaniem i tv! Jakichs wiekszych przygod tu nie bylo i chociaz kierowca po angielsku nie mowil, to wszystko bylo jasne. Siedzenia ogromne, nie dotykalam ziemi! Duzo miejsca wokol, mozna bylo sie polozyc, wyciagnac podnozek, nawet zapiac pasy (ale ze nikt wokol tego nie robil, to nie moglam byc gorsza :x). 5h szalonej jazdy- mialam wrazenie, ze sie prawie wcale nie zatrzymywalismy- i oto miasto docelowe! Gumi! Znowu poszlam za ludzmi z nadzieja, ze ida do taxi. Nie musialam dkugo szukac, poniewaz taksowkarz sam mnie znalazl. Byl to wesoly pan, staral sie mnie zabawiac podczas jazdy, pokazywal rzeke, gadajac jednoczesnie przez telefon. Zawiozl mnie pod samo wejscie i zatrabil oglaszajac moje przybycie... i bardzo sie z tego cieszyl xD potem to juz tylko recepcja, karta do drzwi, internet... :p
Ciag dalszy nastapi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz