poniedziałek, 10 grudnia 2012

Sobota, 2012.12.08


W sobote postanowilismy sie porzadnie wyspac i dopiero grubo po 11 wyszlismy z hotelu. Wybralismy sie na spacerek, ktory zmienil sie w niezla wyprawe. Po ok godzinie marszu doszlismy na przystanek, z ktorego mozna bylo pojechac do Daegu. Daegu to miasto wieksze niz Gumi i wlasnie tam chcielismy sie wybrac. Nie moze byc zbyt latwo i juz na poczatku odnalezlismy problem. Zamawianie biletu odbywalo sie przez okienko w kiosku, ale to nie bylo takie polskie okienko. To byla mikra dziura, do ktorej sie krzyczalo cos, wkladalo pieniadze i wychodzil bilet z ewentualna reszta. Zero kontaktu z czlowiekiem, czy ten ktos nas zrozumie? :(
Zaczelo sie polowanie na czlowieka, ktory moglby mowic cos po angielsku. Jeden pan od razu zaczal machac, ze on nie. Na szczescie ustrzelilismy odpowiednia osobe. Dowiedzielismy sie, ze mamy do wyboru dwa przystanki w Daegu - niestety nie dogadalismy sie, ktory z nich jest blizej centrum, wiec wybralismy po prostu wczesniejszy kurs. Pan nam kupil bileciki, powiedzial, ze kurcze snieg spadl wiec moze sie bus spoznic az 5 min, a jak podjechal to nawet wskazal, ze to nasz!
Zloty ten Pan <3

Tak wygladal dworzec, na ktorym wysiedlismy. Troche jak Warszawa zachodnia :p
Pokrecilismy sie, poszukalismy metra, ale jakos nie ma... no to spacerek!

 Obiecujaco wygladajaca uliczka.

 W sumie nic nie znalezlismy ciekawego, same osiedla, klocki i bloki.

 Odnalezlismy deptak, ktory byl wyposazony w zestaw maszyn do cwiczen oraz chatki, gdzie mozna bylo sobie usiasc, pograc w shogi itp.

 Mistrzostwo recyklingu! Po drodze mijalismy cale zestawienia mebli, glownie foteli i wersalek. Wspomina mi sie dzielnica cyganow :D

 Okazalo sie, ze to bardziej dzielnica dziadkow. Ach te zapachy, smieci i starocie!
 Po ciezkiej wedrowce zaczelismy sie zastanawiac czy moze jednak sie wrocic do dworca, ale jednak dzielnie parlismy do przodu. A moze w tamtej uliczce cos bedzie! A moze w kolejnej? Patrz jaka ciasna!
I tym sposobem prawie weszlismy komus do mieszkania :D

W koncu postanowilismy obejrzec dokladnie przystanek autobusowy, a na rozkladzie bylo oznaczone metro. Dwa przystanki dalej! Damy rade tam dojsc!
Po minietych dwoch przystankach dalej nie moglismy odnalezc metra, wiec spojrzelismy ponownie na rozklad, a tu znowu to samo! Za dwa przystanki bedzie stacja metra.
Jak to? @_@
Ale chodzmy... I nagle na horyzoncie pokazal sie lotte mart. Tak! Wreszcie jakis punkt orientacyjny. Na miejscu bylo nawet metro.
 W lotte marcie nie bylo nic specjalnego. Niby wiekszy market od tego, co mamy w Gumi, ale... same ciuchy? sirjusli? ok 5 pieter ciuchow, butow, torebek? Gdzie pamiatki? :_:

Zjedlismy obiad, ktory podano w muszli morskiej! Znaczy ja wybralam cos innego ;p

Poszwedalismy sie jeszcze troche; mielismy nadzieje, ze google maps zechce wspolpracowac, ale niestety nie bylo to nam pisane.W koncu przyszedl czac na powrot. Udalismy sie do metra z nadzieja, ze tam bedzie mapa albo chociaz jakas podpowiedz jak wrocic.
Jako podpowiedzi uzylam pana, ktory pomaga z biletami, jesli nie chca dzialac na przejsciach przez bramki. Powiedzial nazwe stacji, ale potem zaczal cos krecic, ze koleja sie nie da do Gumi jechac i baaardzo cos chcial nam przekazac (stacji tam juz nie ma? nieczynna? tramwaj? autobus? kolejka? pociag?!), ale jak to u Koreanczykow bywa, staraja sie i staraja, a rezultatu ni ma :p W koncu Pawel podjal meska decyzje, kupilismy bilety i pojechalismy na stacje, ktora wymienil pan zaraz po pytaniu.
Znalezlismy stacje! Tylko ze na rozpisce nie bylo naszego miasteczka... Znowu zaczelo sie polowanie - kto wyglada na swiatowego czlowieka? :D
Szczescie znowu nam dopisalo i trafilismy na pana, ktory mowil tak glosno! wyraznie! zrozumiale! <3
Okazalo sie, ze po drugiej stronie ulicy jest kolejna stacja, konkretnie ta, o ktora nam chodzi.
Yay!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz